Gość
Nie. <powiedział stanowczo i z determinacją, patrząc Samowi w oczy. Sam chciał w to wierzyć. Przełknął z trudem ślinę> Obiecałeś mi. Obiecałeś, że nie będziesz torturować dusz, że się nie złamiesz. <dodał, zaciskając wargi w cienką linię. Szybkim ruchem otworzył piersiówkę i wylał jej zawartość - wodę święconą - na twarz Sama. Musiał się upewnić, że młody jest demonem.>
Gość
<Boleśnie przygryzł dolną wargę od wewnątrz. Bolało go cierpienia Sama, nawet jeśli był bezdusznym demonem.> Woda święcona. O czym chyba się już przekonałeś. <wzruszył lekko ramionami, z wymuszonym złośliwym uśmieszkiem na ustach. Schował pustą piersiówkę na miejsce, nie spuszczając wzroku z Sama. Nadal nie ruszył się z miejsca. Postanowił czegoś spróować> Nie masz zamiaru mi oddać? <zapytał, unosząc prowokująco brew> Jestem przekonany, że woda święcona na twarzy demona boli jak cholera! <zaśmiał się ponuro pod nosem>
(Okay, luz! ✌)
Gość
<Czując pięść Sama na swojej szczęce, obraca głowę w bok. Potrząsnął nią lekko, po chwili poruszył lekko szczęką i przez krótką chwilę rozmasowywał ją dłonią> Tego się nie spodziewałem. <przyznał z ponurym uśmieszkiem na ustach. Szczęka jakoś bardzo mocno go nie bolała, chociaż siniak jest nieunikniony. To wewnętrznie cierpiał. Jego własny brat jest demonem. Ten brat, którym opiekował się przez całe życie. Nawalił. W pewnym momencie, zwinnym i szybkim ruchem złapał Sama za nadgarstek, który wykręcił przykładając go do jego pleców i mocno przyciskajac Sama do ściany. Może i Sammy był od niego wyższy, ale nie silniejszy> Nie mam zamiaru z tobą walczyć, Sam. <powiedział ze bólem i rezygnacją w głosie. Puścił go i cofnął się o dwa kroki>
Gość
<Bolały go każde słowa Sama. Kiedy odrzuciło go na ścianę, był conajmniej zaskoczony. Zamrugał oczami i przeniósł wzrok na Sama, sluchajac go z lekkim grymasem na ustach> Myślałem, że już nim jesteś. <powiedział ze złością w oczach i przez chwilę próbował się szarpać, ale bezskutecznie.> Nie jesteś już moim "młodszym braciszkiem Sammym" <warknął> Przestałeś nim być, kiedy zacząłeś torturować te cholerne dusze! Damn it, przestałeś nim być, kiedy sprzedałeś duszę zaraz po tym, jak gniłem przez ciebie w piekle przez 70 lat! <podniósł głos. 7 dni w "zwykłym" piekle było jak 70 lat na Ziemi>
Gość
Złotko ... <prychnął z kpiną. Spadł na podłogę krzywiąc się i oparł głowę o ścianę, wzdychając cicho> Go to hell. <warknął, patrząc uważnie na brata. Co do cholery on pieprzył? Po chwili Dean podniósł się z podłogi, opierając się ręką o ścianę> Wiesz co? Wal się. Wychodzę. <powiedział ze złością i szybko opuścił dom Sama. Wsiadł w Impalę i odjechał>
Gość
<Dean nabrał ogromną ochotę, na odwiedzenie brata, ale... nie bez powodu. Była w nim mała część, która chciała się zemścić za to gnicie w piekle po nic. Zaprakował Impalę na tylę daleko, żeby Sammy nie usłyszał silnika. Wyciągnął z bagażnika siekierę... chyba czas przystrzyc Sama. Otworzył sobie drzwi kopniakiem i obracając narzędzie w dłoni, uśmiechnął się ze złośliwością kątem ust.> Hej, Sammy. <powiedział głębokim, niskim głosem> Chyba czas przystrzyc włosy. <powiedział z rozbawieniem błąkającym się na jego ustach. Podrzucił lekko siekierę, łapiąc ją zwinnie za rękojeść>
Gość
Wszystko jest zajebiście, braciszku. <zapewnił, rozszerzając usta w uśmiechu. Skrzywił się słysząc ostatnie słowo, które wypowiedział Sam, a jego oczy oblała demoniczna czerń. Szybko je zamknął, a gdy je otworzył, miały znów swój naturalny zielony kolor. Na jego ustach pojawił się sarkastyczny uśmieszek> Właśnie zepsułeś całą zabawę... A może jednak nie. <wydął usta w podkówkę i nagle rzucił zamkachnął się na Sama narzędziem>
Gość
<Od razu pobiegł za Samem, jednak nie był tak szybki jak on. Mimo wszystko Sam miał długie nogi, robił większe kroki, przez co od zawsze był szybszy od Deana. W końcu zwolnił kroku, stwierdzajac, że to nie miało sensu. Zwilżył końcem języka dolną wargę i zaczął chodzić po korytarzach piwnicy. Ten dom był zbudowany nad jakimiś średniowiecznymi lochami, czy co?> C'mon, Sammy! <krzyknął na tyle głośno, żeby młodszy go usłyszał.> Dobrze wiesz, że prędzej czy później cię dorwę! <krzyknął. Podszedł po cichu do przypdakowych drzi i otrworzył je kopniakiem. W tym pokoju jednak nie było Sama, więc poszedł dalej>
Gość
<Z hukiem otworzył kolejne drzwi, do kolejnego, pustego pomieszczenia. Skrzywił się niezauważalnie i poszedł dalej. Tak. Za ostatnimi drzwiami na pewno kryje się Sammy. Wbił w nie siekierę, aby trochę nastrasznyć młodego i uderzył jeszcze parę razy, aż w drzwiach zrobiła się wystarczająco duża dziura. Dean był... dość okrutny i... ekstrawagancki jako demon. Gonił własnego brata z siekierą, aby przyciać mu włosy. Jednak gdy tylko go dorwie, och... Sam dopiero wtedy przekona się, co to cierpienie. Przeszedł przez drzwi i po raz kolejny zamachnął się na Sama, zaciskając wargi w cienką linię>
Gość
<wraz z zetknięciem anielskiego ostrza ze skórą Deana, jego oczy po raz kolejny oblała demoniczna czerń. Po krótkiej chwili oczy Deana wróciły do normalności, a na jego twarzy pojawił się uśmieszek. Przecież Sammy nie zabije własnego brata> Może diabeł? <zapytał z powagą, unosząc brwi> No dalej Sammy, zrób to. Wiem, że w głębi serca jesteś potworem, który jest w stanie zabić własnego brata <przekrzywił głowę na tyle, na ile pozwalało mu ostrze>
Gość
Woah, spokojnie tygrysie! <powiedział z lekką kpiną i omiótł wzrokiem pomieszczenie. Dużo broni, bardzo dobrze.> A czy to ważne? <uniósł brwi i wydął lekko usta> Faktycznie nie pamiętasz jak byłeś demonem... dość dziwnym demonem, by the way? <uniósł z powątpiewaniem brew. Nie czekając na odpowiedź, wymierzył bratu mocnego kopniaka w brzuch tak, że ten musiał się od niego odsunąć. W międzyczasie wyciągnął z odpowiedniej kieszeni kurtki nóż Ruby, sprawnie znokautował Sama, siadając na nim okrakiem i przystawiając mu nóż do garła> Więc? Co pamiętasz, cowboyu?
Gość
Stary, to było z pół roku temu! <zaraz po wypowiedzeniu tych słów, poczuł ostry ból w szczęce i mimowolnie, pod wpływem uderzenia, na chwilę się zdekoncentrował. Bez pośpiechu rozmasował sobie szczękę, nie spuszczając wzroku z młodszego brata> Jednonocny? Jasne. Alzheimer ostatnio się nasilił, co? <zaśmiał się ponuro pod nosem. Zanim zdążył zripostować, został skrępowany przez Sama, jednak to nie utrudniało mu prowadzenia dialogu> Kto mówił coś o śmierci? Chciałem... Chcę <poprawił się niemlaże od razu> cię trochę pomęczyć, Sammy. Gdybyś pamiętał jak jest w piekle, zrozumiałbyś, jak ogromną radość by mi to sprawiło. <powiedział, uśmiechając się katem ust na potwierdzenie swoich słów. Na razie nie miał jak się poruszyć, pozostała mu telekineza, której używał tylko w kryzysowych sytuacjach.A to jeszcze na pewno nie była kryzysowa sytuacja>
Gość
Pewnie, i co jeszcze? <prychnął pod nosem i wyszarpał się z jego uścisku, prostując się. Na chwilę chciał porozmawiać, przy okazji zranić psychicznie Sama> Może bycie demonem mi się podoba? <zapytał retorycznie i uniósł prowoukjąco brwi. Mówił prawdę. Po tym wszystkim, co przeszedł, ten cały brak człowieczeństwa był wręcz błogosławieństwem> Tak przy okazji, w piekle siedziałem, bo sprzedałem za ciebie duszę. Zaraz po tym jak wyszedłem, ty sprzedałeś swoją duszę za jakąś sukę, która puściła nasz dom z dymem... Taa, nigdy nie byłeś dobrym bratem <wzruszył obojętnie ramionami>
(Branocka )
Gość
Ale bardzo chcę. <zapewnił, przeciągając odpowiednią samogłoskę w druyim wyrazie. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej> Stary Dean nie powiedziałby ci tego. Nie chciałby ranić swojego młodszego braciszka <powiedział z udawanym smutkiem> Ale nigdy nie miałem cię za dobrego brata. Zawsze byłeś buntowniczy, pyskowałeś ojcu. Synem też byłeś okropnym. Nie wspominając o umiejętnościach łowieckich... <zacmokał z dezqprobatą> Z resztą, popatrz na siebie! Masz przed sobą bezbronnego demona, a jedyne co robisz to stoisz i się użalasz jak baba. Woah, udało ci się mnie znokautować <zaczął powol klaskać> Owacje na stojąco. <powiedział powoli z kpiną, z sarkastycznym usmieszkiem na ustach>
Gość
<złapał się za nos, a kiedy chciał oddać Samowi, ten kopnął go w brzuch. Następnie wszystko działo się za szybko. Kiedy woda święcona zetknęła się z jego nadgarstkami, jego oczy oblała demoniczna czerń. Warknął z wściekłością, a chwilę później był już przywiązany do krzesła. Nadgarstki piekły go niemiłosiernie, a z jego oczu nie schodziła czerń. Ale sam się o to prosił... trzeba było użyć tej głupiej telekinezy> Nie wiesz co zrobć, mam rację, Sammy? <zapytał ze złośliwym uśmieszkiem na ustach, nie spuszczając wzroku z Sama. Jego oczy ptzybrały swój naturalny wygląd, gdy coś sobie uświadomił> Spotkałeś się już z Lią? Jest nieziemska w łóżku, co nie? <poruszył znacząco brwiami>
Gość
<zacisnął wargi, czując jak Sam przejeżdża mu nożem po ręce. Nie miał zamiaru wydać z siebie jakiegokolwiek odgłosu bólu, cchociaż bolało jak cholera. Zmusił się do drażniącego uśmieszku> Tylko na tyle cię stać? <zaśmiał się pod nosem> Może gdybyś pamiętał piekło, wiedziałbyś coś więcej o torturach. <wzruszył ramionami> Tylko dwa? Stary, gratulacje, poważnie. <powiedział z kpiną> Skoro mi nie przyłożyłeś, to nie jesteś zły, że ją zaliczyłem i możemy kontynuować z Lią naszą seks-przyjaźń? <zapytał i przygryzł dolną wargę z rozbawienie m>
Gość
<przewrócił oczami, słyszàc jego słowa o braterstwie etc. Później poczuł parę silnych uderzeń, tak silnych, żez nosa pociekła mu krew. Jednak nie stracił jeszcze przytomności> Woah, nareszcie pokazałe§, że masz jaja, Sammy. <roześmiał się pod nosem> Po co w ogóle mnie tu trzymasz? <zapytał po chwili. Nadgarstki i kostki wciąż go piekły, tak jak i rana na ręce, a spływająca po ustach i brodzie krew zaczynała go irytować>
Gość
<Odprowadził Sama wzrokiem, wydymając lekko wargi i unosząc brwi. Wstał z krzesła, rozmasowywując nadgarstki. Wierzchem dłoni starł krew z twarzy, po czym postanowił iść za Samem. Oparł się o framugę któryś drzwi, uważnie obserwując Sama z daleka. Lia nie żyje. Szkoda, serio... Przydłoby się mu zdrowo przyłożyć, jednak jak narazie widać, że Sammy cierpi wystarczająco bardzo przy ciele Malii. Uśmiechnął się mimowolnie kątem ust. Jego ból sprawiał mu tyle radości, że to było wręcz chore. Zniknął.
Pojawił się w garażu, opierajac się o samochód tuż obok Sama. Na jego twarzy nie było już śladów krwi, tylko na nadgarstkach miał jeszcze ślady po linach> Jak się trzymasz, stary? <zapytał, udając zatroskany ton głosu. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i obrócił głowę w jego stroną. Zacmokał cicho trzy razy> Co za strata...
Gość
<ułożył usta w podkówkę i kiwnął głową> Taa, masz rację. Wciąż mi to wisi. <wzruszył obojętnie ramionami i odbił się od samochodu, stając naprzeciwko Sama> I śmierć pieska, I twoja rozpacz... <potrząsnął lekko głową z zamyśleniu> Nie wierzę, że jeszcze parę dni temu się pieprzyliśmy, a teraz... BUM! Kopnęła w kalendarz. <zacisnął wargi w cienką linię, wciąż marnie odgrywając smutek>
Gość
<po 'uderzeniu' Sama, przekręcił lekko głowę w bok, po czym znów na niego spojrzał? Wow. To... bolało? <uniósł brew, mierząc go wzrokiem. Słysząc jego ostatnie słowa, zacisnął wargi, żeby się nie roześmiać i uniósł dłonie w geście poddania się> Okay, okay. Spokojnie... Ale popatrz na to z innej strony. Każda laska z którą spałeś prędzej czy później umierała. <znów wzruszył ramionami> Lia zdechła prędzej.
Gość
Zawsze byłeś sztywniakiem. <prychnął pod nosem, wkładajac dłonie do kieszeni. Obrócił się na pięcie i odszedł parę kroków od Sama. W pewnym momencie poczuł ukłucie w okolicach serca, takie jak czuł podczas rytuału kilka tygodni temu. Zaczął kaszleć, co chwilę wypluwając własną krew. Upadł na kolana, po chwili osuwając się na podłogę i tracąc przytomność>
Gość
<W trakcie jego "snu", wszystko powoli do niego dochodziło. Wszystko do czego się posunął jako demon. Wszyscy ludzie których torturował, których zabił, zranił psychicznie i fizycznie. Ta chora ekscytacja cierpieniem innej osoby. W jednej chwili poczucie winy spłynęło na niego, jakby wypełniała go ciężka, klejąca, gęsta substancja. Otworzył szeroko oczy, nawet nie zwracając uwagi na to, że jest mokry> Sammy... <powiedział ledwo dosłyszalnym głosem. Rany, on gonił brata z siekierą. Do cholery, co było - jest - z nim nie tak?> Sammy, nie wiem co się ze mną działo, ja... <miał kontynuować, gdy uświadomił sobie, co się z nim działo. Ta dziwka Jane, zmieniła go w demona. Ale nie ostrzegła, ze potem znów będzie człowiekiem. Ma szczęście, że nie żyje... Podniósł się do pozycji siedzącej i . Przypomniało mu się także, jak próbował torturować Al. Która go nie pamięta. To dla niego za dużo, za dużo tego cholernego poczucia winy...>
Gość
<nawet nie przejął się słowami Sama, który... no tak. Niczego nie pamiętał. Zakrył twarz dłońmi, spuszczając nogi z kanapy. Nawet nie miał siły na jakąkolwiek łzę. W życiu nie czuł się tak okropnie, jak teraz. Nawet podczas śmierci ojca, podczas śmierci Sama... Nigdy. Może było to dość egoistyczne podejście, ale kto jak kto, Dean zawsze brał na siebie całą odpowiedzialność i o wszystko się obwiniał. Przed oczami wciąż miał upiorne obrazy z ostatnich tygodni. I... o rany, przespał się z Lią. Która z resztą nie żyła i nie była jedyną laską, z która przespał się w ostatnim czasie... Szkoda tylko, że nie pamietał nawet imion tych dziewczyn. Na pewno teraz nie może się teraz pokazać Al na oczy. I musi wszystko opowiedzieć Samowi... Ale nie teraz. Wstał z kanapy i odnalazł łazienkę. Przemył twarz zimną wodą, która nieco go otrzeźwiła i wrócił na kanapę. Nie był w stanie teraz wracać samochodem do motelu... z którego musiał jakoś po cichu się zwinąć, bo nie miał forsy. Czekał w ciszy na Sama, starając się o niczym nie myśleć>
Gość
<Słysząc, że Sam przyszedł, wziął oddech i wstał z kanapy, wypuszczajac go ze świstem. Wszedł do kuchni, przeczesując włosy palcami> Sam... To ja. Ja-ja <zapewnił unosząc brwi. Zatrzymał się w drzwiach, opierając się bokiem o framugę drzwi. Na razie wolał się nie zbliżać do Sama... który miał przy sobie dwa kubki wrzątku i tępe noże w zasięgu ręki> Więc... Pamiętasz Lię? I to całe uczucie, które do niej żywiłeś? <zapytał, starając się jakoś nawiązać rozmowę>
Gość
<po jego słowach wbił wzrok w podłoge, wkładając dłoń do kieszeni spodni. Okay, lepiej się teraz nie odzywać i nie ripostować. Słysząc Christo > Wszystko ze mną w porządku, jasne?! <podniósł nieznacznie głos, po chwili odwracając wzrok> Taka jedna... Jane zamieniła mnie w tego pieprzonego demona na kilka tygodni. <skrzywił się lekko, dopiero po chwili podnosząc na Sama wzrok>