Gość
Jak to umar³ przed tob±? Przecie¿ jeste¶ od niego m³odszy, nie mylê siê? <spyta³am Sama, dopiero po chwili u¶wiadamiaj±c sobie, ¿e mo¿e nie powinnam tego robiæ. Westchnê³am cicho, spuszczaj±c wzrok na splecione d³onie, ¿eby po chwili z powrotem podnie¶æ go na ch³opaka>
Gość
Ta. <potwierdzi³, zaciskaj±c wargi w cienk± liniê; zerkn±³ k±tem oka na Beth> Miejmy nadziejê, ¿e wszystko bêdzie okay. <zmusi³ siê do u¶miechu> Trzymaj siê stary, i nastêpnym razem lepiej pilnuj swojego dziecka. <powiedzia³, u¶miechaj±c siê szeroko. Kiedy obróci³ siê na piêcie, u¶miech zszed³ z jego twarzy. Wsiad³ do samochodu i przekrêci³ kluczyki w stacyjce. Czekaj±c na Beth, w³±czy³ album Rolling Stonesów>
Gość
Cze¶æ <mówiê cicho i odchodzê w stronê samochodu, gdzie czeka³ Dean. Wsiadam na miejsce pasa¿era> To teraz szukamy tamtego eks-archanio³a tak? <u¶miecham siê k±tem ust, wbijaj±c wzrok w przedni± szybê i my¶l±c nad czym¶>
Gość
Niestety. <powiedzia³, krzywi±c siê lekko> Masz jakie¶ pomys³y? <zapyta³, ¶ciszaj±c muzykê i unosz±c brew>
Gość
Tak szczerze to nie mam za bardzo pojêcia. Jestem tylko cz³owiekiem <wzruszy³am lekko ramionami, nawet siê na niego nie patrz±c. Dopiero po chwili przenios³a na niego swój wzrok> Mo¿e znowu spróbuj skorzystaæ z mocy, co? To jedyne co przychodzi mi do g³owy <powiedzia³am cicho, zaciskaj±c palce na banda¿u. Okropnie bola³o. Owinê³am kawa³ek opatrunku i zawine³am go mocniej, ¿eby uciskaæ ranê>
Gość
Wiêc... zawróciæ do ciebie? <zapyta³, obracaj±c g³owê w jej stronê i mru¿±c oczy. Zauwa¿y³, ¿e blondynka poprawia sobie opatrunek na rêce. Westchn±³ cicho, przenosz±c wzrok przed siebie> Okay. To co teraz zrobiê bêdzie idiotyczne i pozostanie miêdzy nami. <zapowiedzia³; wyci±gn±³ rêkê, przyk³adaj±c dwa palce prawej d³oni do jej czo³a i z pomoc± swoich nowych mocy, uzdrowi³ j±. Szybko wróci³ rêk± na kierownicê i jak gdyby nigdy nic, zacz±³ nuciæ piosenkê Stones'ów, która w³a¶nie lecia³a z odtwarzacza>
Gość
<zastygam na chwilê, patrz±c siê uwa¿nie, co robi. Po sekundzie nie odczuwam ju¿ ¿adnego bólu. Przenoszê wzrok na ch³opaka> Chodzi³o mi o u¿ycie mocy do znalezienia tamtego anio³a. Nie musia³e¶ ich marnowaæ na mnie, ale... dziêkujê <kiwnê³am g³ow±, czuj±c ulgê. Zmarszczy³am lekkp brwi> Wszystko w porz±dku? Wiem, ¿e sytuacja jest tak± a nie inna, ale po spotkaniu z Samem wydajesz siê jeszcze bardziej przybity ni¿ wcze¶niej <przekrzywi³am lekko g³owê, przygl±daj±c mu siê uwa¿nie. Nie liczy³am, ¿e zacznie siê zwierzaæ, ale by³am ciekawa. Po chwili co¶ mi siê przypomnia³o. Zaczê³am grzebaæ w torebce i po sekundzie wyci±gnê³am z niej piersiówkê Bobbyego, któr± nosi³am od d³u¿szego czasu. Przyjrza³am siê jej po raz ostatni i poda³am j± ch³opakowi> My¶lê, ¿e chcia³by, ¿eby¶cie j± mieli.
Gość
Wiem. Korzystam, póki mogê, nie? <powiedzia³z u¶mieszkiem pod nosem> Tak s±dzisz? <uniós³ brew, patrz±c na ni±> Mo¿e to dla tego, ¿e Sam ju¿ za trzy dni idzie do piek³a? <zapyta³ retorycznie, a jego g³osie nie da³o siê dos³yszeæ ¿adnej emocji> Sprzeda³ duszê zaraz po tym, jak to ja gini³em w piekle za niego. <doda³ i wzruszy³ ramionami, uk³adaj±c na moment usta w podkówkê. Widz±c, ¿e szuka czego¶ w torebce, ¶ci±gn±³ nieznacznie brwi i odebra³ od niej piersiówkê> Dziêki. <podziêkowa³, nie wiedz±c zbytnio, co innego powiedzieæ. Pos³a³ jej nieznaczny u¶miech i schowa³ piersiówkê do wewnêtrznej kieszeni kurtki. Po chwili nacisn±³ peda³ gazu i odjecha³>
Gość
< Miranda podesz³a niepewnie pod drzwi znajomego jej domu. Po drodze kupi³a parê ulubionych ciastek z czekolad± i puszkê dobrej, mocnej kawy. Wiedzia³a, ¿e to nie jest mo¿e zbyt dobry prezent, ale chcia³a jakkolwiek siê przys³u¿yæ ch³opakowi. Zapuka³a do drzwi i z przygryzion± warg± czeka³a niecierpliwie a¿ jej otworzy >
Gość
< Miranda u¶miechne³a siê pewnie widz±c Sama. Nie by³ w idealnej kondycji, ale spodziewa³a siê widzieæ cieñ cz³owieka, wiêc nie by³o najgorzej > A co ciekawego mo¿e siê dziaæ u czarownicy, hmm? < za¶mia³a siê sarkastycznie i wesz³a do ¶rodka. ¦ci±gne³a buty i z gracj± rzuci³a je w k±t > My¶la³am, ¿e mo¿e poprawiê ci jako¶ humor. Nie chcia³am tego robiæ w nielegalny sposób wiêc postawi³am na s³odko¶ci < pu¶ci³a mu oko i stane³a przed nim, ¶widruj±c zatroskanym spojrzeniem > Jak siê trzymasz?
Gość
< Miranda nie doda³a nic wiêcej tylko wzruszy³a zabawnie ramionami. Skierowa³a siê do kuchni gdzie nastawi³a wodê na kawê, a ciasta wysypa³a na talerz. Spojrza³a na niego zmartwiona > Sam, w co ty siê znowu wpakowa³e¶? Po co ci±gle mieszasz z druga stron±? < na jej twarzy pojawi³ siê grymas niezadowolenia > W jaki sposób umar³a Hazel?
Gość
< Miranda u³ama³a kawa³ek ciastka i wziê³a go do ust. Mia³a problem z jego prze³kniêciem poniewa¿ ³zy cisne³y siê jej do oczu. Nie mog³a zrosumieæ postêpowania Sama, dla niej nie mia³o to ¿adnego sensu. Przymkne³a oczy i spu¶ci³a g³owê > Jak ty to sobie wszystko wyobra¿asz? Zdajesz sobie sprawê jak bardzo ingerujesz w si³y, które s± ponad nami? < podnios³a lekko g³os i spojrza³a na niego cierpko > Po¶wiêcenie... przecie¿... przecie¿ twoje dziecko zostanie same! < jej g³os coraz bardziej siê chwia³. Kolejny z braci zosta³ obdarzony tym niezwyk³ym darem. I kolejny z braci bêdzie szed³ w za¶wiaty. Miranda u¶miechne³a siê cierpko > I tak pewnie d³ugo tam nie posiedzisz prawda? < po³o¿y³a d³oñ na jego nadgarstku i zaczê³a go g³adziæ >
Gość
< Miranda zacisnê³a palce na jego przegubie. Nie mog³a tego s³uchaæ, dlatego przerwa³a mu w po³owie zdania > A ty sk±d mo¿esz wiedzieæ jakim bêdziesz ojcem, hm? Dziecko MUSI mieæ rodzinê rozumiesz? < z jej oczu pop³ynê³y ³zy > Ja straci³am mojego kochanego ojca i patrz jak siê stoczy³am. To co powiedzia³e¶ jest bardzo g³upie... < kiedy us³ysza³a p³acz kiwnê³a ze zrozumieniem g³ow±. W tym czasie wyci±gnê³a mleko z lodówki i nala³a je do szklanki. Ogarne³a swój wygl±d i czeka³a na powrót Sama. Kiedy ju¿ powróci³ z zawini±tkiem, czarownica u¶miechne³a siê promiennie. Dziewczyna by³a prze¶liczna. > Cze¶æ malutka... Jestem M. a ty? < smyrnê³a ma³± po nosku palcem i spojrza³a ³agodnie na ³owcê > Bardzo podobna do ciebie
Gość
< Miranda w ciszy i skupieniu przygl±da siê dziewczynce. Krêci przecz±co g³ow± > Dean ma racjê, jest podobna do ciebie, ale bez przesady z t± dziewczêco¶ci± < zasmia³a siê wdziêcznie i zacze³a g³askaæ g³ówkê ma³ej. Ca³e ¿ycie przed ni±, a ju¿ start mia³a pe³en emocji i zwrotów akcji. Spojrza³a na Sama. Nie mog³a znie¶æ jego bólu, który rysowa³ siê na twarzy > Proszê ciê, nie rób tego... < z³apa³a go za d³oñ i utkwi³a spojrzenie w jego têczówkach. Zbli¿y³a siê na tyle, ¿e siedzieli obok siebie ramiê w ramiê > Musi byæ jaki¶ sposób < musnê³a palcami jego przedramiê, czuj±c ciep³o jego skóry >
Gość
< Miranda zamknê³a oczy. Chcia³a sobie to wszystko pouk³adaæ w g³owie. Nie czu³a ju¿ ¿adnego dotyku, nie dochodzi³y do niej ¿adne d¼wiêki. Postanowi³a tylko i wy³±cznie skupiæ siê na problemie. Uchyli³a jedno oko i spojrza³a na smutn± twarz Sama. > Znajdê sposób... < mruknê³a pod nosem. Chcia³a powiedzieæ co¶ wiêcej, ale po co mia³a mu jeszcze mieszaæ. Czarownicy bardzo zaleza³o na ch³opaku, ale nie musia³ tego wiedzieæ > Medycyna idzie do przodu. Poza tym... jakby¶my jej podali wampirz± krew w tym wieku, by³aby odporna na wszelkie choroby < przygryz³a wargê i spojrza³a na dziewczynkê. By³a kompletnie nie ¶wiadoma swojego losu >
Gość
< Miranda zesztywnia³a. Nie by³a w stanie zrozumieæ ch³opaka, wiêc tylko ze spokojem wys³ucha³a jego s³ów > To jest twoja wola i nikt nie ma prawda jej podwa¿aæ. Wed³ug mnie i wszystkich czarownic < przygryz³a wargê aby zebraæ my¶li > To co siê z tob± dzieje, z Hazel... To wszystko jest tak bardzo przeciw naturalnym prawom, ¿e wasze oby dwie dusze nie powinny ¿yæ w ¿adnych za¶wiatach... Twoja córka i tak czy siak potrzebuje ochrony < po³ozy³a d³oñ na czu³ku ma³ej i spojrza³a na Sama > jak zamierzasz spêdziæ ten dzieñ?
Gość
Dzieci maj± to co brakuje nam, doros³ym < Miranda u¶miechne³a siê melancholijnie > Zaufanie, pozytywne spojrzenie na ¶wiat... Nieska¿on± duszê. < odchrz±kne³a i podnios³a siê na równe nogi. > Nie chcê aby¶ tam szed³, mimo tego jakie mog± byæ konsekwencje. Znajdê sposób aby¶ potem wróci³ < pochyli³a siê nad nim i poca³owa³a go prosto w usta. By³ to bardzo delikatny, przed³u¿ony poca³unek. Mia³ na celu nie tyle wyra¿enie uczuæ, co za³o¿enie podstaw pewnego zaklêcia jakie mia³o pomóc czarownicy w jej postanowieniu. Nie by³a wystarczaj±co silna aby zrobiæ to szybko tak jak powinna, dlatego te¿ wplot³a palce w jego w³osy, aby jeszcze pog³êbiæ poca³unek. Sam nie móg³ siê dowiedzieæ, ¿e w tym jest jaka¶ magia. Gdy tylko skoñczy³a u¶miechnê³a siê do niego przelotnie > Wróæ do nas... < szepnê³a i rozp³ynê³a siê w powietrzu >
Gość
<Przyje¿d¿a pod dom Sama, bez w³±czonej muzyki, z kamiennym wyrazem twarzy. Ju¿ za kilka godzin jego brat bêdzie martwy. Zatr±bi³ parê razy, ¿eby Sam ruszy³ swój kujoñski ty³ek do Impali>
Gość
<obraca g³owê w stronê Sama, unosz±c brwi> Hej, ty by³e¶ przy mnie. Zreszt± nie zamierzam daæ ci tak po prostu odej¶æ. <Wzruszy³ ramionami, z powrotem patrz±c przez przedni± szybê> Na pewno jest jaki¶ sposób, ¿eby zatrzymaæ te cholerne psy. <doda³, nie patrz±c ju¿ na Sama> Wiêc? Dok±d jedziemy? <zapyta³ po d³u¿szej chwili, unosz±c brew>
Gość
Jasne. <powiedzia³ z irytacj± przewracaj±c oczami. Przekrêci³ kluczyki w stacyjce i odjecha³ w stronê lasu>
( Ty dodaj posta, to Sam umiera, wiêc Ty kieruj )
Gość
<Zatrzyma³ Impalê przed domem, nie gasz±c silnika.> Muszê ciê ostrzec, ¿e w ¶rodku jest opiekunka, która zajmuje siê dzieckiem Sama. <powiedzia³ bez zbêdnych emocji, patrz±c siê przez przedni± szybê. Otworzy³ okno i opar³ na nim rêkê, wystawiaj±c przez nie ³okieæ, a praw± d³oñ wci±¿ przytrzymuj±c na kierownicy> I ten, daj znaæ, jak znajdziesz co¶ ciekawego. <doda³, patrz±c na ni± k±atem oka>
Gość
Trzymaj siê. <rzuci³ na po¿egnanie, nacisn±³ gaz i odjecha³>
Gość
<Parkuje Impalê pod domem i wysiada z samochodu, trzaskaj±c drzwiczkami. Zamyka samochód i wrzuca kluczyki do kieszeni kurtki, upewnia siê, ¿e ma potrzebne rzeczy. Pistolet za paskiem, piersiówkê z wod± ¶wiêcon±, ksi±¿eczkê z egzorcyzmami i nó¿ Ruby. Podszed³ do drzwi i krótk± chwilê zastanawia³ siê, co zrobiæ. Tak po prostu tam wejdzie i co? Przecie¿ najprawdopodobniej jest tam Julie. Son of a bitch... Postanawia wej¶æ tak, jakby wiedzia³ tylko o tym, ¿e Sam wróci³ z piek³a. Naciska klamkê z przekonaniem, ¿e drzwi s± otwarte, jak zwykle, jednak te ani drgn±. Dean wzdycha cicho pod nosem i w³amuje siê z pomoca jakiego¶ drucika. Kiedy drzwi siê otwieraj±, Dean ostro¿nie wchodzi do ¶rodka, k³ad±c d³oñ na piersiówce. Id±c w stronê pokoju Julii, z którego s³ychaæ g³osy m.in. Sama, wyci±ga piersiówkê. Kiedy staje w drzwiach, opiera siê bokiem o framugê drzwi, chowaj±c za plecami wodê ¶wiêcon±, tak, ¿eby Sam niczego siê nie domy¶li³> Hej, braciszku. <mówi, u¶miechajac siê k±tem ust. Sammy z pozoru wygl±da normalnie... ¦mieje siê, bawi z córk±... Dopiero po chwili, starszy z braci dostrzega tu¿ obok Maliê. Krzywi siê nieznacznie na u³amek sekundy. Dziewczyna zaczyna³a go irytowaæ. Dlaczego stoi sobie i gada z Samem, jakby nic siê nie dzia³o? Halo, on jest demonem!>
Gość
<s³ysz±c jego s³owa, spojrza³ na niego z rosn±c± irytacj± > Nie jeste¶ zabawny, Sam. <powiedzia³ bez zbêdnych emocji. Nie potrafi³ go ju¿ nawet nazwaæ Sammy. Na pierwszy rzut oka, mo¿e nie by³o z nim nic nie tak. Ale kiedy tylko Dean spojrza³ bratu w oczy, zobaczy³ w nich ten... b³ysk, który posiada³ ka¿dy demon, jakiego dot±d spotka³. A nie by³o ich ma³o.> Cholernie. <mrukn±³ sarkastycznie> Dwa dni to do¶æ sporo czasu. <kontynuowa³ tym samym tonem, nie ruszaj±c siê z miejsca> Mo¿emy pogadaæ... na osobno¶ci? <zapyta³, znacz±co zerkaj±c na Liê>
Gość
Jasne, przysi±g³bym na Boga, ale obawiam siê, ¿e co¶ ci siê stanie, gdy o Nim wspomnê. <powiedzia³ z cieniem kpiny, u¶miechajac siê nikle pod nosem. Nie spuszcza³ wzroku z brata, jednak cofa³ siê po trochu z ka¿dym jego krokiem, ¿eby podstêpem wyprowadziæ Sama z pokoju.> Je¶li bêdzie taka potrzeba... <wzruszy³ bezradnie ramionami. Oczywi¶cie k³ama³, ale musia³ jako¶ zwie¶æ Sama. K±tem oka zauwa¿y³, ¿e Lia opuszcza pokój. Nie do koñca o to mu chodzi³o, ale niech bêdzie.>
Ostatnio edytowany przez Dean Winchester (26-06-14 17:29:49)