Gość
(TO BYŁ PROCH!!)
<podjeżdża pod wskazany adres z kamiennym wyrazem twarzy. Zatrzymuje się pod domem, czekając na Sama>
Gość
Obrzeża Nowego Orleanu. <odpowiada lakonicznie> Z tego co wiem, jest tam jakiś opuszony domek, czy coś w tym stylu.<; dodaje> Tak wiem, byłeś tam niedawno. <przewrócił oczami. Odpalił samochód, wciąż nie włączając muzyki i odjechał spod domu Sama>
Gość
<wzywany, zjawił się w jakimś ciemnym kącie, oparty ramieniem o ścianę. Powoli wyszedł z cienia klaskając cicho, z ustami wygiętymi w lekki uśmiech.> Winchester? Myślałem, że nienawidzicie aniołów i macie uraz do archaniołów przez mojego młodszego braciszka, który... Zachował się w stosunku do was jak debil. <powiedział i zacisnął usta.> A tak swoją drogą... Ezekiel uciekł? Co za tchórz... <skrzywił się.>
Gość
Tak, chodzi mi o Gabe'a <przewrócił oczami. Prychnął, słysząc o Ezekielu.> Najwidoczniej zdarzają się wyjątki. <odpowiedział i skrzyżował ręce na piersi.> Raffe. <sprostował automatycznie i uniósł brew.> Domyśliłem się. Dlaczego miałbym Ci pomagać?
Gość
<uniósł brwi wyżej i przejechał palcem po swoich wargach w zamyśleniu.> Ciekawa propozycja. <odezwał się w końcu.> Mogę wyciągnąć Twojego brata z piekła. <mruknął i zacisnął usta w cienką linię. >
Gość
Gorszy? <uniósł brwi i uśmiechnął się lekko.> Jasne. <zmarszczył brwi i po chwili zniknął a w tle standardowo słychać było tylko trzepot skrzydeł.>
Ostatnio edytowany przez Raphael Young (24-05-14 19:43:50)
Gość
<Po jakimś czasie wędrówki, jakiś wielkoduszny człowiek podwiózł go pod dom Sama. Dean wysiadł z samochodu, a widok swojej Impali w jednym kawałku wywołał u niego nikły uśmiech. Podszedł pod drzwi, najpierw chciał po prostu nacisnąć klamkę i wejść, jednak powstrzymał się przewracając oczami. Zapukał mocno do drzwi>
Gość
<obejmuje mocno brata, również się uśmiechając> Taa, nawyraźniej. <odpowiedział niemrawo. Po dłuższej chwili zmierzył Sama wzrokiem> A teraz mów. Co zrobiłeś? Coś co mnie wyciągnęło pozostawiło po sobie pamiątkę. <spojrzał wymownie na brata, podwijając rękaw koszuli i ukazując czerwonawy odcisk dłoni>
Gość
Super. <mruknął pod nosem sarkastycznie. Wszedł do środka, odwijając rękaw. Spojrzał badawczo na Sama, unosząc prawą brew> A ty co? Sprowadziłeś tu sobie jakąś panienkę? <proszuł brwiami i zerknął na osobę znajdującą się w kuchni. Widząc Hazel, mina mu zrzedła> Co ona tu robi? <przeniósł wzrok na Sama >
Ostatnio edytowany przez Dean Winchester (24-05-14 22:31:22)
Gość
Emm, nie. Właśnie to widzę <powiedział jakby Sam był skończonym idiotą> Podaj mi trzy powody, dla któych nie powinienem jej teraz zabijać. <powiedział nieco podnosząc głos, wpatrując się w brata>
Gość
<otwiera usta, żeby coś powiedzieć, jednak powstrzymuje się i zaciska wargi w cienką linię> Ugh, super. <mruczy pod nosem z irytacją przewracając oczami> Jest dla mnie ważna <przedrzeźnia głos Sama> Zaraz się zrzygam. <prycha pod nosem, krzyżując ręce na torsie> Musimy pogadać, Sam. W piekle o tobie głośno. <mówi dość surowo.> Ale to za moment. Idę ogarnąć twoją łazienkę. <uśmiecha się nikle pod nosem i udaje się w kierunku drzwi łazienki, chociaż praktycznie nigdy wcześniej tu nie był i wybiera drzwi na chybił trafił> Ty za ten czas możesz przygotować moje reczy. No wiesz... Colt, nóż, amulet itd... <wymienia, aż naciska klamkę. Drzwi okazują się prowadzić do sypialni brata, więc bez pytania wchodzi do środka. Z szafy wyjmuje jakiś przyzwoity czarny t-shirt oraz jeansy, które wyglądają na jego. Tylko dlaczego Sam trzyma rzeczy Deana w swojej szafie? Nevermind. Po krótkiej chwili odnajduje łazienkę, w której bierze dokładny prysznic>
(Macie chwilę dla siebie )
Gość
<W końcu wychodzi z pod prysznica, przebrany w ubrania, ktróe wcześniej sobie przygotował. Przeczesując mokre włosy wchodzi do kuchni> Woah, nie jesteście kompletnie nadzy. <śmieje się cicho pod nosem> Okay, Sammy. Moje rzeczy. <powiedział patrząc wymownie na Sama> I ten... Moglibyśmy się przejść, przejechać... Cokolwiek <powiedział unosząc znacząco brwi>
Gość
<podczas gdy Sam mówi, Dean bierze i chowa, zakłada etc. wszelkie swoje rzeczy.> Tak. Tak musisz <mówi bez mrugnięcia okiem, biorąc od niego nóż i wkładając go w odpowiednie miejsce. Wyszedł za Samem i spojrzał na niego surowo, krzyżując ręce na torsie> Sprzedałeś duszę. <wyrzucił z siebie, patrząc zacięcie na Sama> Powaliło cię!? <podniósł głos>
Gość
Nieważne. <mówi, wciąż mając niespokojny ton głosu> Ale ty jesteś moim młodszym bratem. I nie żyłeś! <powiedział, dorównując Samowi kroku> Nie wiesz, jak tam jest. I na pewno nie chcesz wiedzieć. <kontynuował> Na co w ogóle sprzedałeś tą duszę, co?! Za Hazel?! Żeby znów była człowiekiem?! <znów podniósł głos> Karmiła się tobą, złamała ci serce, spaliła nam dom, próbowała mnie zabić... <a ja ją> mam wyliczać dalej, do cholery?!
Gość
Świetnie. Czyli uleczyłeś ją z białaczki. <powiedział z namacalnym sarkazmem w głosie. Zatrzymał się, jednocześnie zmuszając do tego Sama.> Jakiś głupi anioł wyciągnął mnie z piekła! Nie mogłeś go wtedy poprosić o uleczenie Haz?! <po raz kolejny podniósł głos. Chwile stał w bezruchu, przenosząc wzrok w bok. Po chwili zamachnął się i mocno uderzył Sama pięścią w twarz> Gniłem w piekle, żebyś ty sam tam poszedł?! <tym razem już krzyczał>
Gość
<zacisnął wargi i kiwnął powoli głową> Super. Naprawdę świetnie. <pokręcił lekko głową> Wiesz co? Wal sie. Nie mam zamiaru ci pomagać. Chcesz iść do piekła, to idź. Niech ta twoja cudowna Hazel cię z tego wyciągnie. <warknął. Po chwili odwrócił się i zaczął szybkim krokiem iść w stronę Impali, sięgając po kluczyki do kieszeni. Wsiadł do samochodu i juz miał włączyć Black Sabbath, zauważył... iPoda?> Co to za syf? <mruknął pod nosem, biorąc do ręki urządzenie i wyrzucając je przez okno; zaraz po tym włączył kasetę zespołu i odechał z piskiem opon>
Gość
<hamuje pod domem z piskiem opon i spogląda z przerażeniem na Tobiego. Na szczęście nic mu nie jest, a w dodatku śpi. Bierze do ręki nosidełko i wysiada z Impali. Podchodzi do drzwi i energicznie w nie uderza, otwartą dłonią>
Gość
Daj spokój, nagła sytuacja. <wytłumaczył krótko i podał mu nosidełko> Raczej będzie spał, ale jeśli się obudzi, zanuć mu coś. Najlepiej Hey jude <dodał w pośpiechu> Odbiorę go za jakiś czas. Trzymaj się. <rzucił, obrócił się i skierował do Impali. Odpalił samochód i odjechał>
Gość
<W drodze powrotnej, zatrzymał się pod domem Sama. Zgasił silnik i odwrócił głowę w stronę Al> Za chwilę wracam. <powiedział i wysiadł z Impali. Po raz kolejny dzisiejszego dnia, zapukał do drzwi>
Gość
Wiem przecież. <powiedział wzruszając nieskromnie ramionami i odebrał od niego nosidełko> Sam do końca nie wiem. <skrzywił się lekko> Nieważne. Dzięki, stary. <rzucił i klepnął brata w ramię. Wrócił do Impali, tak jak poprzednio umieszczając Tobiego na siedzeniu pasażera. Odjechałl>
Gość
<zaparkował samochód i wysiadł z niego, pogiwzdując coś pod nosem>
<podszedł do drzwi i bez pukania wszedł do środka> Hej, bracie! <zawołał z szerokim uśmiechem na ustach, jednak nie wszedł w głąb do domu, tylko oparł się o ścianę przy wejściu do domu>
Gość
Woah, super, zaczyna się gatka w stylu Jestem geniuszem komputerowym, chociaż jestem od ciebie cztery lata młdoszy, Dean <powiedział wysokim głosem, przedrzeźniając Sama; przewrócił oczami z irytacją wpadającą w rozbawienie> Okay, to gdzie mogę wejść, gdzie nie...? Chociaż tak na prawdę mam to gdzieś, po prostu nie chcę wdepnąć w zużytą prezerwatywę. <powiedział siląc się na powagę, chociaż po chwili, roześmiał się >
Gość
Bitch. <odpowiedział, chociaż chyba wszystko wydarzyło się w złej kolejności> Okay, to jak będzie? <uniósł brwi, zdejmując z siebie kurtkę i rzucając ją na jakieś krzesło. Już czuł się jak u siebie. Spojrzał znacząco na zgrzewkę piwa i poruszył brwiami, podnosząc wzrok na Sama>
Gość
<wchodzi z Samem do salonu, od razu siadając na kanapie> Nie jesteś zabawny, braciszku. <mruknął kąśliwie i wyciągnął ze zgrzewki jedną puszkę, otworzył ją i napił się piwa, wykładając nogi na stół> W ogóle, jak leci, młody? <uniósł brwi, obracając głowę w stronę Sama> Ile ci jeszcze zostało? <zapytał z beznmiętnym wyrazem twarzy>
Gość
Pewnie, cholernie dużo. <pokręcił lekko głową z irytacją i wziął kolejny łyk piwa> A co z koszmarami? <zapytał trochę niepewnie, po dłuższej chwili>