Gość
Widocznie jestem bardzo pomocny... <rozłożył bezradnie ręce; po chwili spoważniał> Gdzie byłaś? <uniósł brwi>
Gość
<zmarszczył czoło, jednocześnie ściągając brwi> Jeśli nie chciałaś mnie widzieć, nie trzeba było ściemniać, że wyjeżdżasz... <powiedział z ponurym rozbawieniem>
Gość
<uchylił lekko usta i przez chwilę nie wiedział, co powiedzieć> Byłaś martwa? <wydusił z siebie>Jaja sobie robisz?! <podniósł nieznacznie glos> Super, że obydwoje ciągle mnie okłamywałliście. <stwierdził sarkastycznie i przetarł twarz dłonią> Ja pieprzę... <mruknął pod nosem kręcąc lekko głową z niedowierzaniem> To było do przewidzenia. <dodał i na moment zacisnął wargi w cienką linię>
Gość
<westchnął ciężko i wbił wzrok w podłogę> Ok...rozumiem. <podniósł na nią wzrok> Ale o takich rzeczach jak śmierć, raczej się mówi... przynajmniej Sam powinienbył mi powiedzieć. <stwierdził i pokręcił lekko głową> Proszę Cię, nie mieszaj do tego historii z Tris. <przygryzł lekko wewnętrzną stronę dolnej wargi> Alice, kocham cię, ale utrzymywałaś mnie w przekonaniu, że żyjesz. A gdybyś nie wróciła? Nigdy bym się nie dowiedział o twojej śmierci? <uniósł brwi> Apropos powrotów... <powiedział po chwili, wyciągnął z kieszeni kurtki buteleczkę z wodą święconą i chlusnął jej zawartością w twarz Alice>
Gość
To rutynowe działanie, jeśli ktoś, no wiesz, wstaje z martwych. <powiedzial, jakby to było oczywiste> Demony to nieźli oszuści. <uniósł brwi i kiwnął głową z przekonaniem> Z resztą, musiałem zobaczyć twoją reakcję <mimowolnie uśmiechnął się szeroko, jednak szybko spoważniał>
Gość
<kiwnął powoli głową> Bycie człowiekiem jest całkiem fajne, poważnie. <ułożył usta w podkówkę, rzucił okiem na zegarek> Powinienem już iść... Bycie starszym bratem ma też swoje minusy. <skrzywił się nieznacznie i podszedł do niej> Nigdy więcej nie ukrywaj przede mną takich rzeczy, ok? <popatrzył kej w oczy>
Gość
<odwzajemnił krótko pocałunek> Kocham cię. <powiedział na pożegnanie i wyszedł. Wsiadł do Impali i odjechał. >
Gość
Taa... super. <mruknął bez entuzjazmu> Nienawidzę tropików. <skrzywił się nieznacznie> Tobie całkiem nieźle szło, Katniss. <uśmiechnął się szeroko>
Gość
<ściągnął brwi> A co to ma do rzeczy...? <zapytał. Dopiero po chwili go oświeciło. Powiedział Samowi, że sprzedał duszę, więc Alice musiało to usłyszeć> Już wiesz. <spojrzał jej niepewnie w oczy, i na moment zacisnął mocno wargi>
Gość
<pokręcił lekko głową> Nie, Alice, nie pozwolę ci. <powiedział stanowczo> Po moim... odejściu, będziesz życ dalej, własnym życiem. <nie spuszczał wzroku z jej tęczówek> Nie chcę tam iść, ale już za późno. Sprzedałem duszę i został mi niecały miesiąc. <przełknął ślinę>
Gość
<wziął oddech i wypuścił go ze świstem. Po chwili zbliżył się do niej i przytulił ją do siebie> Właśnie dla tego nie chciałem ci powiedzieć. <powiedział cicho> Przeżyjesz. <powiedział tylko> Nie pójdziesz do piekła. <dodał>
Gość
<gdy tylko poczuł coś mokrego na swojej koszulce, pogłaskał ją delikatnie po włosach. Gdy dziewczyna się oddaliła, podchwycił jej spojrzenie i nie odwrócił wzroku> W sumie to... Jeszcze się nad tym nie zastanawiałem <wzruszył bezradnie ramionami> Na pewno muszę skończyć Impalę i muszę się wybrać na jakąś przejażdżkę... <kiwnął powoli głową, zastanawiając się>
Gość
Rozumiem. <powiedział tylko> Kansas. <odpowiedział niemalże od razu> Urodziłem się tam, i w ogóle dawno mnie tam nie było. <ułożył usta w podkówkę> Albo Vegas... <uniósł kącik ust> Ewentualnie Nowy York <kontynuował myślenie na głos i wrócił spojrzeniem do Alice> Proszę cię, nie przejmuj się tym. Obiecuję, że coś wymyślę. <delikatnie pogłaskał ją wierzchem dłoni po policzku>
Gość
<zaśmiał się cicho pod nosem> Więc, moja dziewczyna jest hazardzistką. <kiwnął głową z uznaniem> Dobrze wiedzieć. <uśmiechnął się szeroko> Hej, ja jakoś sobie radzę. <uniósł pocieszająco kącik ust>
Gość
Nie dość, że hazardzistka, to jeszcze oszukiwała w karty <pokręcił głową z udawaną rezygnacją> Chociaż... Jeśli chcesz wygrać, to musisz oszukiwać <wzruszył lekko ramionami> Sam jadę na fałszywych kartach i bywam w kasynach <powiedział, wciąż się jej przypatrując>
(Przepraszam, że dopiero teraz. Familia się zeszła )
Gość
<uśmiechnął się szeroko> Pewnie. Po tej całej "incepcji" mam ochotę się nawalić <pokręcił głową z rozbawieniem>
Gość
<pokręcił lekko głową> Ta...mi chyba zostanie uraz do komarów <zaśmiał się ponuro pod nosem i również wziął do ręki szklankę i podniósł ją nieznacznie do góry> Za najlepszy miesiąc życia... <uśmiechnął się krzywo i wziął łyk alkoholu, po chwili odstawił ją na stolik> Alice, nie wiem, co chcesz zrobić, ale wybij to sobie z głowy. <spoważniał. Ok, szedł do piekła, wiedział, że Alice będzie smutna, ale nie ma opcji, żeby ona też...>
Gość
<przetarł twarz dłonią> Nie.. <próbował jej przerwać> To nie jest śmieszne. <spojrzał jej w oczy> Proszę Cię, nie rób nic. Niczego nie próbuj. <westchnął cicho i wziął kolejny, większy łyk whisky> Nie wiesz o co chodzi z Isaaciem i Samem? <zapytał, chcąc zzmienić temat>
Gość
Isaac i Hazel? <uniósł brew> Z tym go co wiem, Hazel świata nie widziała poza Samem. <ułożył usta w podkówkę> Ta, to było... <wzdrygnął się> Swoją drogą, nigdy nie zapomnę tego strachu w oczach Isaaca, gdy zobaczył mnie z maczetą <pokręcił głową z rozbawieniem> Ale jeśli to prawda, że oni coś ten tego, to niedobrze <skrzywił się nieznacznie> Nie chce mi się leczyć złamanego serca mojego brata <przewrócił oczami>
Gość
<uśmiechnął się szeroko i opróżnił do końca swoją szklankę> Przynajmniej mam darmową rozrywkę. <zaśmiał się pod nosem i spojrzał na nią z rozbawieniem> Co, alkohol powoli uderza do głowy? <uniósł brew>
Gość
Po prostu mam twardszą głowę <wzruszył 'bezradnie' ramionami i dolał alkoholu sobie i Alice. Od razu wziął łyk trunku> Jeśli dobrze pamiętam... za pierwszym razem tutaj byłem zazdrosny o E.. El... <skrzywił się, gdy nie mógł sobie przypomnieć imienia> Tego sztywnego Anglika. <powiedział z lekką monotonią w głosie>
Gość
Wiem. <napił się whisky> Wtedy nie wiedziałem. <naprostował unosząc kącik ust> Muszę o coś zapytać. <powiedział po chwili, wciąż trzymając w dłoni szklankę> Czy w szpitalu obstawialiście, kto z nas odpadnie? <zapytał z rozbawieniem>
Gość
<prychnął pod nosem> Nie trawię gościa <pokręcił lekko głową> Ta, ale jakim kosztem? Wy wszyscy musieliście zginąć, a my myśleliśmy, że to wszystko prawda. <napił się whisky i odłożył szklankę na stół> Przynajmniej mam przysługę u Czerwonej <powiedział po chwili z nikłym uśmiechem na ustach>
Gość
<otworzył usta, żeby coś powiedzieć, jednak po krótkiej chwili je zamknął> Mógłbym. <powiedział po momencie> Ale wtedy Sam by umarł. <zacisnął wargi> Albo po prostu powie, że nie może tego zrobić. <oparł się o oparcie kanapy i skrzyżował ręce na klatce piersiowej> Ale zawsze można spróbować.
Gość
Wiem. <zmusił się do szerokiego uśmiechu> Więc. Mieszkasz z Hazel? <było to bardziej stwierdzenie niż pytanie> Teraz żadne z nas nie ma wolmego domu... <westchnął teatralnie>