Gość
<uśmiecha się i kręci głową rozbawiona, ale po chwili spogląda na niego uważnie> Nienawiść. do czego? do siebie? <marszczy lekko brwi i przygląda mu się> Masz uczucia. Niezły z ciebie kłamca. I chyba wszystko jasne. Przypominasz mi.. siebie samą. <unosi kącik ust> To źle, w gwoli ścisłości. <śmieje się cicho>
Gość
Nie wiem. Chyba nie. Jeśli nienawidzę siebie, nie powinnam nienawidzić innych,, których uważam za lepszych, czy idealnych. Chyba że jestem cholerną zazdrośnicą. <uśmiecha się szerzej i kręci głową> Wcale nie. To nie prawda. <śmieje się i wstaje otrzepując spodenki i bluzkę> Jesteś.. dupkiem, Holmes. Jednak masz coś z lepszej wersji siebie.. czyli mnie. <uśmiecha się przekornie i rusza w innym kierunku. słysząc jego słowa, tylko przewraca oczami rozbawiona i idzie dalej>
(o jaki stolik on się opiera, skoro leżą na chodniku? HAHAHAHAH leże)
Ostatnio edytowany przez Melanie Kahn (11-07-14 21:12:12)
Gość
<kiedy chłopak się zatrzymuje, Melanie rozgląda się przez moment zdezorientowana, aż zatrzymuje na nim wzrok> Jedź. Wyjaśnię ci, tylko rusz w końcu. Stoimy w błocie, felgi ci się.. pobrudzą. <wzrusza bezradnie ramionami i wzdycha cicho> Szczerze? Miałam kompletny zamiar całkowicie cię ignorować. <lustruje wzrokiem całą drogę przed sobą> Bo byłeś agresywny ostatnio. O to mi chodzi. Już mniejsza z tym że się ze mną nie zgadzasz w pewnych sprawach, bo byłoby monotonne gdybyś zbyt często przyznawał mi rację. <przygryza lekko wargę w zamyśleniu> Oczywiście wszystko zepsułeś swoją pilną sprawą. Ale dotrzymuję słowa. Więc jedź już, bo chcę ci się jakoś odwdzięczyć za tamtą pomoc. <spogląda na niego>
Gość
<odwraca głowę w jego stronę i widząc zdezorientowanie na jego twarzy, przewraca oczami> No jasne. Mogłam się domyślić że nie pamiętasz, skoro byłeś tak zalany. <kręci głową> Już nieważne. Po prostu będę wiedziała, żeby nigdy nie pić z tobą alkoholu. <przesuwa koniuszkiem języka wzdłuż swojej górnej wargi w zamyśleniu i opuszkami palców zahacza o złoty wisiorek, który spoczywa na jej obojczyku> Więc co to za sprawa? <pyta po chwili i spogląda na niego, bawiąc się małym wisiorkiem>
Gość
<słucha go uważnie i spogląda na nerwowe ruchy palcami, a potem na licznik> Zwolnij. Nie zdołam w nerwach teleportować nas obu. <mówi spokojnie i przez moment przygląda mu się> Sugerujesz, że zagryzły cię psy? <unosi brew> Był tam z tobą ktoś jeszcze? Rodzice? Kobieta? Ktokolwiek? Musiałeś mieć jakiś znajomych, rodzinę. Kogoś, kto mógłby ci to wyjaśnić. Najwyżej wyczyściłabym im potem pamięć. <bierze oddech i wypuszcza powoli powietrze> Co planujesz dokładnie? Dlaczego akurat Nowy Orlean?
Gość
<chwyta telefon i spogląda na zdjęcie. Kiwa powoli głową na jego słowa, aż oddaje mu urządzenie i unosi wzrok do jego twarzy> Po co ci ja, tak właściwie? Sądziłam że chodzi o moje zdolności magiczne, ale w twoim planie nie było to uwzględnione. <marszczy lekko brwi> Co zrobimy jak już się tego dowiemy? Włamiemy się do archiwum szpitalnego po akt zgonu i potem wpadniemy do twojego domu? <kręci lekko głową myśląc nad czymś i milknąc na chwilę> A co, jeśli tam będzie twoja rodzina? Twoje.. na przykład.. dzieci.. żona? <wraca spojrzeniem do jego twarzy i przez myśl przechodzi jej, że dobrze iż chłopak nie może na nią w tej chwili spojrzeć, bo chyba by się zarumieniła ze wstydu. W końcu zadała mu dosyć osobiste pytania, choć miała co do tego wątpliwości.>
Gość
<przewraca oczami i kręci głową rozbawiona> Czuję się jak detektyw. Ale powinniśmy zrobić coś niezgodnego z prawem, nie uwazasz? <uśmiecha się lekko, chyba po raz pierwszy dzisiejszego dnia> Uda nam się. <spogląda na niego przez chwilę nic nie mówiąc> Boisz się? <zaciska bardziej palce na okrągłym wisiorku, gdzie widniała wygrawerowane litera 'A'; przesuwa po niej opuszką palca i kręci głową> Ja bym nie chciała wiedzieć. <Bo nie chciała. Inaczej już dawno sama ruszyłaby na poszukiwania, ale jednak tego nie zrobiła.> Znaczy.. na twoim miejscu nie chciałabym poznać rodziny. Jedyne co, to może powód, przez który znalazłabym się w piekle. Zdajesz sobie sprawę, że twarze które zobaczysz, długo nie będą mogły wyjść z twojej głowy? <przygląda mu się uważnie i przenosi wzrok na drogę. Puszcza powoli wisiorek, bo chyba mimowolnie zacisnęła na nim palce mocniej niż mogła to kontrolować>
Gość
<unosi kącik ust i spogląda na niego> Brzmi kusząco. <śmieje się cicho i podgłaśnia trochę radio> Trochę. Albo jakbyś był zdenerwowany.. niecierpliwy. <mruży oczy> Masz rację. Lepiej.. zapomnieć o tym i już nikomu nie przypominać. <kiwa powoli głową i odwraca głowę w bok myśląc o czymś> Kiedy będziemy na miejscu? <pyta po chwili>
Gość
<Edward z maksymalną prędkością ruszył w kierunku w którym poruszała się Alice. Dużo czasu mu nie zajęło dogonienie samochodu i przez kilkanaście minut siedział jej dosłownie na ogonie. Potem zaczął się etap nachalnego trąbienia.
Uśmiechnął się złośliwie, wciskając klakson.>
Gość
<przeczytał smsa i się roześmiał. Nie miał zamiaru odpisywać. Włożył papierosa do ust i jeszcze raz zatrąbił, tylko tym razem skierował samochód na drugi pas, w taki sposób że jechał na czołówkę. Zaczął spychać samochód z Alice w rów, gdyż z naprzeciwka coraz szybciej zbliżał się inny samochód, który zaczął trąbić na Edwarda.
Mężczyzna jeszcze bardziej kierował samochód na prawo.>
Gość
<Gdy chłopak jadący z Alice ostro zahamował Edward zgrabnie wślizgnął się w jego miejsce i szybko ruszył przed siebie. Zatrzymał samochód na jakimś poboczu w lesie kilka kilometrów dalej i wyszedł z samochodu, czekając na nich.>
Gość
<Edward szybko rozpoznał nadjeżdżające auto. Znalazł się na drodze tak, że gdy samochód przejeżdżał obok widać było go dokładnie przez szybę ze strony Alice. Uśmiechbął się, ukazując rządek białych, równych zębów i rzucił papierosa na asfalt. W wampirzym tempie dobiegł na skrzyżowanie i stanął na środku ulicy. Dokładnie widział jak auto szybko na niego jedzie i zdziwienie na twarzy kierującego chłopaka. I to jak usilnie próbował go wyminąć. Edward zniknął z ulicy dopiero wtedy gdy samochód uderzył bokiem w jakiś płot i pod wpływem uderzenia szybował w powietrzu.>
Gość
<Oparty o pobliskie drzewo obserwował całą sytuacje spod przymrużonych oczu. Nic nie jechało. Droga byłaby pusta gdyby nie wrak samochodu. Wytężył słuch.
Jedno bicie serca. Podszedł powoli do samochodu i po kilku minutach schylił się by wybadać sytuacje.
Chłopak z rozszerzonymi oczami, zaciśniętymi ustami i zakrwawioną głową. Diagnoza: martwy.
Zrozumiał, że Alice jeszcze walczy o życie.
Podszedł z jej strony i złapał jej rękę z zamiarem ściągnięcia sygnetu i odejścia.
Była słaba. Jej serce ledwo biło, jednak walczyła niczym lwica. Powoli otworzył drzwiczki samochodu, a raczej je wyrwał.
Nie mógł jej tak zostawić. Ona te 70 lat temu tego nie zrobiła. Edward wyciągnął niedbale jej lekkie ciało i po chwili... skręcił jej kark.
Chcąc, nie chcąc uratował jej życie.
Z jej ciałem w swoich barczystych ramionach powoli oddzedł w stronę swojego domu.>
Gość
<wjeżdżają na uliczki Mystic Falls. Po kilku minutach Edward parkuje pod wskazanym adresem i opuszcza szybę samochodu ze swojej strony, po czym wychyla głowę przez okno, mierząc wzrokiem dom>
Niezły <powiedział pod nosem i zgasił silnik> jesteśmy.
Gość
<Edward odprowadził dziewczynę wzrokiem i odkechał kawałek dalej. Wysiadł z samochodu i oparł się o jego maskę, wkładając papierosa do ust. Drugą ręką sięgnął po komórkę Alice i odpisał na SMSa niejakiej Avery. Kto to do cholery jest? Cały czas zerkałam w stronę Alice. Przecież nie mógł jej stracić z oczu.
Gra toczyła się dalej. Wykasował z telefonu Alice wszystkie smsy i numery, zostawiając tylko siebie, Elijaha i tą Avery. Westchnął.
Gdy zobaczył komiczne poczynania Alice zmarszczył brwi. Nie wiedział co robić. Chętnie by ją zostawił, ale nie mógł.
Rzucił niedopałek papierosa na ziemie, wsiadł do auta i cofnął się w miejsce gdzie siedziała Alice>
Podwieźć cię gdzieś? <spytał przez uchyloną szybę samochodu>
Ostatnio edytowany przez Ed Varjack (19-07-14 17:50:08)
Gość
<Napiął mięśnie. Dopiero co napisał tamtej upierdliwej dziewczynie, a teraz pojawią się tam jak gdyby nigdy nic. Zmierzwił włosy dłonią i ruszył w kierunku Grilla. Gdy zatrzymali się pod budynkiem Edward złapał Alice za nadgarstek i spojrzał jej głęboko w oczy.>
Mam twój telefon <powiedział chłodno i dodał> dostałaś smsa od jakiejś Avery ktora powiedziała, że jesteś największą suką wszechczasów i że żałuje, że Cię w ogóle zna. Dodała też, że byłoby lepiej gdybyś zniknęła.
<powiedział z udawanym współczuciem i włożył telefon do jej dłoni>
Gość
Wcale nie żartuję <odwarknął. Teraz przynajmniej wiedział kim jest Avery. Wzruszył ramionami i zacisnął dłonie na kierownicy>
Ładnie mi dziękujesz, Alice Samosiu Cavercius. Twój Elijah Cię olał i zostałem Ci tylko ja, który weźmie cię pod swój dach. <pytania były uciążliwe w takim stopniu, że żyłki wychodziły na jgo policzki. Spojrzał jej w oczy, hipnotyzując ją.>
Opowiedziałaś mi o niej wczoraj w barze. Telefon zawieruszyl mi się w samochodzie, musiałaś go upuścić wczoraj. Znalazłem go jak chciałem odjechać spod domu tego Elijaha, dlatego wróciłem. Jak wejdziemy do baru i spotkasz siostrę będziesz na nią obrażona i będziesz odpowiadać lakonicznie na jej pytania. Dla mnie.. będziesz dzisiaj milutka <zakończył, głaszcząc jej włosy>
Gość
Wysiadamy? <spytał nie kryjąc zadowolenia z tej relacji. Musiał pamiętać by zapisać to w swojej książce. Położył ostrożnie dłoń na jej kolanie. Gdzieś wyczytał, że to oznaka przyjaźni.>
Dziękuje, że uratowałaś mi życie <mruknął, bo to powinien właśnie powiedzieć.>
Gość
<wychodzi na ulicę i rozgląda się. Spaceruje przez chwilę, kupuje kawę w pobliskim sklepie i w końcu siada na krawężniku wyciągając nogi przed siebie i trzymając kubek zastanawia się nad czymś>
Gość
<popijając kawę, rusza w kierunku plaży>