Gość
<zaśmiał się pod nosem, słysząc jej słowa. Spoważniał, słysząc ostatnie> Nie sądzę, żeby... <zaczął i podrapał się niewinnie po karku> Wiesz, jest dobrze tak, jak jest. <uśmiechnął się kątem ust, podnosząc na nią wzrok>
Gość
Pewnie. <pokręcił lekko głową z rozbawieniem, a w duchu odetchnął z ulgą. Po chwili wstał z kanapy> Na mnie już chyba czas... <lekko przygryzł dolną wargę od wewnątrz>
Gość
<uśmiechnął się do niej kątem ust> Jasne. <zbliżył się do niej i pocałował ją namiętnie> Trzymaj się. <powiedział i wyszedł>
Gość
<w nocy przyszlii do domu i położyli się spać>
Gość
<Obudził się, a gdy zorientował się, że nie ma przy nim Alice, ubrał we wczorajsze ubrania i zszedł do niej na dół> No cześć. <powiedział, uśmiechając się do niej kątem ust>
(Matko, strasznie przepraszam, że dopiero teraz, ale nie sądziłam, że tak późno wrócę do domu )
Gość
Nie jadłem od... dawna. <wydął na krótką chwilę usta> Mnie na śniadanie wychodzi tylko jajecznica <uśmiechnął się szeroko i ; odwzajemnił krótko pocałunek> Dobrze. A tobie? <zapytał patrząc na nią uważnie>
Gość
Nie dzięki. <odpowiedział> Pij, pij. Ja nie znoszę werbeny... <wzrygnął się> W ogólnie nie lubię ziół. W sensie pić ziół. <poprawił z uśmiechem na ustach i nałożył sobie jedną zapiekankę> Mam rozumieć, że tak zwany piekarnik był dla zachowania pozorów? <uniósł brew i zaśmiał się pod nosem; po chwili zaczął jeść>
Gość
<zaśmiał się ponuro pod nosem, słysząc jej słowa> Palenie żywym ogniem jakoś zmieniało smak? <zapytał z uśmieszkiem na ustach i wziął kolejny gryz zapiekanki uważnie obserwując jej ruchy> I tak nie chciało mi się zbytnio spać. <wzruszył lekko ramionami i dokończył zapiekankę> Właśnie. <coś sobie przypomniał> Spoktałem ostatnio federalną i wygląda na to, że coś na mnie ma. <wydął usta> Więc, jakby co, to nie znasz żadnego Deana Winchestera, okey? <uniósł brew>
Gość
Strszał w dziesiątkę. <poruszył brwiami> A co najśmieszniejsze, ta agentka którą poznałem jest siostrą bliźniaczką Charlotte. <dodał z nikłym uśmieszkiem na ustach> Powiedzmy, że nazywam się Dean Wayne. Prawie, jak alter ego Batmana. <uśmiechnął się szeroko i nałożył sobie na talerz druga zapienkankę; po chwili wziął jej kęs>
Gość
Bonnie i Clyde? <uniósł brew> Staree... <machnął ręką> Wolę Wayne'a. <kiwnął głową z przekonaniem> Ty możesz być Barbarą Gordon. <uśmiechnął się szeroko, po chwili wziął kolejne parę gryzów zapiekanki>
Gość
Pepper Potts. Niech ci będzie <powiedział i ułożył usta w podkówkę> Ta, ja nie miałem przyjemności czytać o nich w gazetach. <skrzywił się nieznacznie> Ale oglądałem film! <uśmiechnął się>
Gość
Właściwie, to chyba powinienem się już zwijać. <westchnął cicho i wziął swój pusty już talerz, który włożył do zlewu> Ale wiesz, Impala jest już zdrowa, więc można już jechać na wycieczkę. <poruszył brwiami i uniósł nieznacznie kącik ust>
Gość
Tego czerwonego? <uniósł brwi> Nieźle. <kiwnął głową z uznaniem> Jak chcesz. Złamała serce mojemu bratu, <powiedział z udanym przejęciem, kładąc sobie dłoń na piersi> więc "nie lubię jej" <przewrócił oczami z irytacją. Podszedł do Alice i pocałował ją delikatnie> Trzymaj się, wariatko. <powiedział i wyszedł>
Gość
<Zaraz po odebraniu smsa przyszedł pod dom Alice. Nie wiedział, czego się spodziewać. W końcu uniósł dłoń i zapukał do drzwi>
Gość
Em... Hej <mówi nieco zdziwiony i odwzajemnia uścisk. Siada na kanapie obok niej wpatrując się w nią z uśmiechem. Wyraźnie była szczęśliwa... i zestresowana> Co się dzieje? Al, skup się. <nieumyślnie użył zdrobnienia patrząc jej w oczy z lekkim rozbawieniem>
Gość
<Słysząc te trzy słowa, uchylił lekko usta ze zdziwienia, nie mając pojęcia co powiedzieć. Odwrócił się na kanapie do przodu, bokiem do Alice. Wziął głęboki oddech i przeczesał włosy palcami. Był zszokowany. Został ojcem. Reszta jej słów, już do niego nie docierała. Nagle miał pustkę w głowie, ale jakaś jego część była szczęśliwa. Na usta wstąpił mu nikły uśmiech, pokręcił lekko głową i ponownie odbrócił się w stronę dziewczyny patrząc jej w oczy> Rany... Alice, kocham cię! <powiedział i mocno ją do siebie przytulił, śmiejąc się cicho. Na ten moment zapomniał o piekle, o Samie i w ogóle o wszystkich swoich zmartwieniach. Teraz liczyła się tylko Alice i dziecko>
Gość
<odwzajemnił pocałunek i położył dłonie na jej policzkach> No co ty, płaczesz? <zapytał a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Kciukami starł łzy z jej policzków i ponownie wpił się z uczuciem w jej usta; po paru sekundach odsunął się od niej> Teraz chyba będziemy zmuszeni do mieszkania ze sobą <pokręcił lekko głową z rozbawieniem. Narazie nie zdawał sobie sprawy z tego, że najprawdopodobniej nie dożyje narodzin dziecka>
Gość
Ty może nie, ale nie wiem, czy mieszkanie ze mną to bajka. <roześmiał się ponuro pod nosem i zerknął na to, co robi> Powinienem powiadomić Sama? <uniósł brew> Właśnie siedzi na imprezie Kahna.
Gość
Myślę, że Sam mnie udusi, jeśli w ogóle mu powiem. <pokręcił lekko głową z rozbawieniem i przewrócił oczami> Alice... Nie przeszkadza ci to, że... No wiesz, ty masz 20 lat, ja 29 i w ogóle... Mamy razem... dziecko? <zapytał po chwili, trochę poważniejąc. Przejechał dłonią po swoim karku i zacisnął wargi w cienką linię. To śmieszne, że teraz jego największym zmartwieniem był ich wiek.>
Gość
Nie, no co ty. <powiedział szczerze, niemalże odrazu> Chciałem się tylko upewnić, że nie masz nic przeciwko. <uśmiechnął się kątem ust i objął ją ramieniem, przytulając ją do siebie> To będzie chłopiec, zobaczysz. <kiwnął głową z powagą i pocałował ją delikatnie w skroń>
Gość
<chwilę siedział w milczeniu, delikatnie gładząc Alice po włosach. Gdy zorientował się, że zasnęła, uniósł delikatnie kącik ust i przymknął oczy, zasypiając po dłuższym momencie.>
Gość
<Kolejny, taki sam koszmar. Obudził się gwałtownie, oddychając niemiarowo: od razu spojrzał w miejsce, gdzie powinna być Alice. Mimowolnie odetchnął cicho z ulgą, nie odnajdując jej tam. Na razie nie chce jej martwić swoimi koszmarami. Podniósł się z kanapy i wszedł do kuchni, przecierając twarz dłonią.> Hej. <przywitał się zaspanym głosem i uniósł lekko kącik ust> Mogę zrobić sobie kawę, nie? <zapytał z nikłym usmieszkiem na ustach>
Gość
<podszedł do ekspresu i zaczął robić dwie kawy> Dobrze. <skłamał gładko, opierając się dłońmi o blat i uśmiechnął się niemrawo> A jak tobie? Jak się czujesz? <zapytał, po chwili zauważył na blacie jakieś pudełko. Wziął je do ręki i przeczytał napis na opakowaniu, ściągając brwi> Vicodin ? Chyba się tym nie faszerujesz? <podniósł na nią wzrok>
Gość
<westchnął cicho i odłożył pudełko> Koszmary są do przeżycia. Powoli zaczynam się przyzwyczajać <uśmiechnął się ponuro, a gdy kawy się zaparzyły, usiadł obok Alice, podając jej jeden kubek> To dobrze. <uśmiechnął się kątem ust, uniósł dłoń i pogłaskał ją delikatnie po policzku. Po krótkiej chwili cofnął dłoń i wziął łyk kawy>
Gość
Do jutra na kawie. Przypuszczam, że będziesz miała dosyć alkoholu i bar na tym sporo straci. <zaciska wargi rozbawiony i robi krok w jej stronę> Odezwę się. do zobaczenia <całuje ją w policzek, unosi szelmowsko kącik ust i odchodzi posyłając jej ostatnie przeciągłe spojrzenie>